Mazury coraz częściej stają się polem do prywatnych inwestycji, które ograniczają dostęp do naturalnych skarbów regionu. Wzrost wartości gruntów nadbrzeżnych i przekształcenie publicznych terenów w prywatne posiadłości to trend, który budzi niepokój wśród mieszkańców.
Jak informuje serwis Wyborcza.pl, jeden z czytelników podzielił się swoim rozczarowaniem, gdy pojechał do miejsca, z którego kiedyś obserwował Śniardwy, a dziś miał znajdować się tam hotel. "Miał być hotel, a jest ogrodzona posiadłość" — relacjonował, wskazując na zmiany, które wydają się ograniczać publiczny dostęp do dóbr natury.
W Orzyszu, gdzie sprzedano kilka hektarów terenu nad jeziorem, obecnie stoi potężna brama i ogrodzenie. Mimo wcześniejszych planów budowy hotelu, nowy właściciel, globalny biznesmen, zdecydował się na stworzenie osobistego siedliska.
Burmistrz Zbigniew Włodkowski potwierdza, że sprawa ta jest gorącym tematem wśród lokalnej społeczności.
- To nie gmina sprzedała tereny. To grunty, które kiedyś należały do PGR Szwejkówko. W tym przypadku właściciel kupił — zapewne od pośrednika — ok. 20 hektarów przy brzegu jeziora. Plan daje mu możliwość budowy hotelu, ale on nie jest zainteresowany taką budową" — tłumaczy burmistrz w rozmowie z wyborczą.pl.
"Wszyscy się u nas (na Mazurach — przyp. red.) grodzą i na razie nie widać, żeby ktoś znalazł rozwiązanie" — dodaje i stwierdza, że szuka sposobów, które pozwolą ograniczyć tego rodzaju inwestycje. A na te znajdują się spore pieniądze — według słów Włodkowskiego niedawno gmina sprzedała 40 arów gruntu za 1,5 mln zł.
Wyborcza.pl dodaje, że pewnym rozwiązaniem byłoby powstanie Mazurskiego Parku Narodowego. Jednak samorządy wyrażają obawy, że mogłoby to odstraszyć inwestorów i turystów.
Grodzenie brzegów mazurskich jezior i stawianie na takich ogrodzonych działkach pomostów, z których mogą korzystać wyłącznie właściciele posesji to od lat zmora na Mazurach.
Zgodnie z "Prawem wodnym" nie można stawiać ogrodzeń i płotów w odległości co najmniej 1,5 metra od linii brzegu, w założeniu więc każdy powinien móc obejść wkoło dowolne jezioro.
- W praktyce przejść brzegami jezior mogą tylko komandosi albo partyzanci uzbrojeni w sprzęty do rozgradzania zasieków, drutów i wysokich płotów - powiedział Krzysztof Worobiec ze Stowarzyszenia "Sadyba", które od lat działa na rzecz ochrony mazurskiego krajobrazu.
Pilnowaniem przestrzegania "Prawa wodnego" w obrębie mazurskich jezior zajmują się Wody Polskie w Białymstoku. Rzecznik prasowa tej instytucji Joanna Szerenos-Pawlicz poinformowała, że w ubiegłym roku ujawniono 17 nielegalnych ogrodzeń brzegów jezior, a doprowadzono do rozebrania 7 z nich.
- W pozostałych przypadkach procedury wciąż trwają - powiedziała.
Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
I już…..
.ebana bandę przyglupow z dymem puścić, jak samowola to samowola a mecenasy i sądy mordę czymac jak sobie rady dać nie mogą!!!